Marcin Gruzja, Kaukaz

MESTIA, CZYLI NIESAMOWITA POTĘGA GÓR KAUKAZU WIELKIEGO

Facebooktwitter
Mestia - pasma Kaukazu Wielkiego
Mestia – pasma Kaukazu Wielkiego

Mestia uchodzi za jedną z najpopularniejszych miejscowości turystycznych w Gruzji . Podczas naszej tegorocznej wyprawy na Kaukaz nie mogło nas tam zabraknąć. Przed wyjazdem, czytaliśmy opinie, że wprawdzie w Kazbegi też jest pięknie, ale przyrodnicze wrażenia psuje tam poradziecki klimat. Zaplanowaliśmy zatem pełne trzy dni w sercu Swanetii – bo Mestia jest właśnie stolicą tego regionu.

Podobno jeszcze kilka lat temu, zanim nastąpił bum turystyczny na Gruzję oraz przed rządami Miszy Budowniczego, jak Gruzini żartobliwi nazywają swojego byłego już prezydenta, wyprawa taka była nie lada wyzwaniem. Według przewodników i internetu na drodze do Swanetii krążyły bandy rabusiów, mnożyły się porwania i napady. Na szczęście nie wiem ile w tym prawdy a ile legendy, a ponadto teraz krążą na drodze między Zugdidi a Mestią nie hordy bandziorów, a stada marszrutek wypełnione turystami. Najczęściej zresztą z Polski.

Zatem wracając z emocjonującego pod wieloma względami pobytu w Abchazji , wylądowaliśmy w Zugdidi. Stamtąd miała nastąpić nasza teleportacja via marszrutka do Mestii. Dość szybko udało nam się odgonić taksówkarzy, oferujących usługi transportowe dla naszej trójki. Z ich zapewnień wynikało, że zawiozą nas wszędzie od Stambułu po Baku. Udaliśmy się coś zjeść do knajpki, która jak się okazało, jest prowadzona przez bardzo sympatyczną właścicielkę. Gdy powiedzieliśmy, że wracamy z Suchumi , okazało się że Pani tam kiedyś mieszkała i musiała uciekać w czasie wojny. Nie pytałem o szczegóły, bo nie chciałem poruszać bolesnego tematu. A w czasie tego konfliktu działy się tam ogromne zbrodnie. Zjedliśmy pyszny lula kebab, popiliśmy moją ulubioną lemoniadą natakhtari i udaliśmy się na postój busików.

W drodze do Mestii

 

Marszrutka do Mestii była już podstawiona. Cena także nam odpowiadała, natomiast kierowca stwierdził, że pojedziemy za godzinę. Ludzi było dość mało, więc jasne dla nas było, że raczej za dwie godziny, gdy pojazd osiągnie pożądany stan napełnienia. Poszedłem pokręcić się po targowisku. Jednak pierwsze, fatalne wrażenie o Zugdidi sprzed tygodnia, nie rozwiało się. Miałem wrażenie, że jest to naprawdę jakiś Trzeci Świat.

Gdy wróciłem, okazało się, że jest nas już nie troje a pięcioro pasażerów. Dosiadła się do nas mama z córką. Chwilę pogadaliśmy, okazało się że przyleciała wczoraj do Kutaisi. Wyszło na jaw, że taksiarze ją oszukali i wzięli za kurs do miasta 50 GEL, zamiast 25, ile zwykle wynosi cena. My w ogóle negocjując po rosyjsku, pojechaliśmy za 15. Niestety, takie rzeczy w Gruzji zdarzają się ostatnimi czasy często i trzeba na nie uważać. Niektórzy na grupie fejsbookowej zarzucali mi, że nie powinienem w ogóle o tym pisać albo, że nie zbiednieje o te kilka lari. Ja uważam, że trzeba być uczciwym oraz nie dać się naciągać i oszukiwać.

W drodze z wariatem

 

Wcześniej czytaliśmy o gruzińskich kierowcach marszrutek i ich wariackim stylu jazdy. Przez pierwsze dwa tygodnie naszego pobytu na Kaukazie nie mieliśmy okazji doświadczyć tego fenomenu. Co więcej, przez chwilę myśleliśmy, że to jakaś kolejna legenda miejska. No i się pomyliliśmy. Po wyjeździe z Zugdidi, kierowcy się zamienili i się zaczęło. Młody driver zaczął na górskiej drodze jechać w niespotykany wcześniej przeze mnie sposób.

Nie chcę mówić o brawurze, paleniu papierosów w czasie jazdy i jednoczesnej rozmowie przez telefon czy wyprzedzaniu na czwartego lub pod górę, bo to akurat znam z Bałkanów. Lecz to, w jaki sposób żyłował i katował busika, było bardzo nieprzyjemne dla nas – pasażerów. Przy czym powiedzenie, że wiózł nas jak ziemniaki, to mało, aby opisać odczucia w środku. Przyznam się, że widząc raczej opłakany stan techniczny marszrutki, byłem trochę zaniepokojony. Jestem także pewien, że osoba doświadczająca pierwszy raz tego stylu jazdy, mogła być przerażona. Natomiast jadący z nami rodacy w wieku naszych rodziców, byli cali zieloni. Jeden z nich postanowił po rosyjsku przyhamować nieco temperament kierowcy. Podziałało na 10 minut, a i ja sam już chciałem, aby ta podróż się skończyła.

Mestia

 

Po dotarciu na miejsce przywitała nas fantastyczna pogoda. Tak samo, jak w Kazbegi trafiła nam się żyleta. Niestety, gdy odnaleźliśmy nasz nocleg, okazało się, że właściciela ten pokój już komuś sprzedali, tłumacząc, że był błąd na booking. Niestety, podobny przypadek mieliśmy już wcześniej w Tbilisi. Tymczasowo zostaliśmy zakwaterowaniu w zagrzybionym, zawilgoconym i pozbawionym gniazdek jakimś innym kwaterunku. Stwierdziliśmy, że po prostu się wyniesiemy, na to syn właścicielki zaproponował nam, żebyśmy zapłacili połowę kwoty za pierwszą noc, a jutro udamy się do właściwego pokoju. Perypetie miały ciąg dalszy, ale wspomnę jeszcze o nich w informacjach praktycznych tego wpisu. Na razie udaliśmy się na mały rekonesans miasteczka.

W zamierzeniu władz gruzińskich, Mestia miała stać się ośrodkiem turystycznym oraz narciarskim. Przeprowadzono tutaj jak w wielu innych miejscach Gruzji, prace rekonstrukcyjne. O ile w Signagi efekty były fajne, to tu już nie za bardzo. Pseudo alpejska zabudowa centrum osady pasuje do charakteru Swanetii i Kaukazu jak pięść do nosa, to po pierwsze. A po drugie, myślę, że imitacja kurortu alpejskiego jest Mestii w ogóle niepotrzebna. Swaneckie wieże i budownictwo samo w sobie jest wystarczająco piękne i atrakcyjne dla turystów. Nie trzeba tutaj drugiej Szwajcarii. Mieliśmy zaplanowane trzy dni i łażenie po górach.

Niestety, pierwszego wieczoru poważnie zatrułem się jedzeniem w restauracji Koshki Bar i ZDECYDOWANIE Wam tego miejsca nie polecamy. Bartek miał także lekki ból brzucha.

 

Kamienne wieże obronne

 

Jedną z głównych atrakcji całej Swanetii i jej stolicy Mestii są słynne wieże obronne. Wielu turystów przyjeżdża tutaj między innymi po to, aby je ujrzeć. Pochodzą głównie z różnych okresów średniowiecza, a pełniły rzecz jasna funkcje defensywne. Mają przeważnie wysokość od 20 do 25 metrów i są symbolem tej części Gruzji. Niestety, żadnej nie udało nam się obejrzeć od środka. Mieliśmy spędzić w Swanetii całe trzy dni, ale perturbacje z noclegiem oraz moje zatrucie, sprawiły, że ja sam w góry na szlaki wybrać się niestety nie mogłem.

Następnego dnia po zjedzeniu feralnej kolacji od rana miałem mdłości. Bartek wybrał się na szlak, a ja leżałem w łóżku. Nocą przyszło najgorsze – nigdy tak nie wymiotowałem. Całą noc, paskudną treścią pokarmową. Było to także moje pierwsze zatrucie pokarmowe podczas 11 lat podróży. Wcześniej wprawdzie czytałem, że na Kaukazie to częsta sprawa, ale nie spodziewałem się, że mnie to akurat spotka. Niestety, do końca pobytu w tym miejscu nie doszedłem do siebie.

Na szlaku wokół Mestii

 

Ponieważ ja nie mogłem wybrać się w góry, poszedł tam Bartek. Niestety samemu bał się wybrać gdzieś dalej, ale wybrał się szlakiem do jeziorek Koruldi pod krzyż, górujący nad Mestią. Niestety, nie jestem nawet w stanie za bardzo opowiedzieć, co widział, ale podobno przyroda i góry były najpiękniejsze, jakie w życiu ujrzał. Ja niestety musiałem leżeć w łóżku. Na szczęście  Bartek zrobił mnóstwo pięknych zdjęć, które będziecie mogli obejrzeć w galerii poniżej. Z tego, co opowiadał, na pewno warto wybrać się tym szlakiem. Mimo że technicznie i wytrzymałościowo jest trudny. Ponadto, w przeciwieństwie do wędrówki do Cminda Sameba , tutaj nie będą nam przeszkadzały warczące wokół samochody. Pierwsze dwie godziny pokonuje się w lesie, dopiero potem wychodzimy na jakieś fajne widoki. Dla osób posiadających lepszą kondycję nie jest chyba zbyt trudny, ale dla nieoswojonych z górami, może być ciężko. Możecie się wybrać na następujące szlaki:

Jeżeli chodzi o podsumowanie, to Mestia skłania mnie do niejednoznacznej opinii. Bardzo nie podobała mi się nowa zabudowa w centrum. Pensjonaty i ryneczek stylizowany na alpejską wioskę – zupełnie do pięknej i dzikiej przyrody Swanetii nie pasuje. Spora ilość turystów, nawet z Holandii także mnie zaskoczyła. Na szczęście jest tu dużo spokojniej niż w we wspomnianym wcześniej Kazbegi. Nie razi tutaj także postradziecki klimat tak jak tam. Natomiast ze względu na nie miłe przygody z noclegiem, o których poczytacie poniżej oraz zatrucie w restauracji, ja swój pobyt w Mestii nie będę wspominał najlepiej.

 

 Mestia – informacje praktyczne

 

  • gdzie nie jeść w Mestii? Zdecydowanym faworytem, tym razem w miejscu, które zdecydowanie nie polecam, jest KOSHKI BAR . Zatrułem się mocno po kolacji tam a i kolega także nie czuł się za dobrze. Zresztą ocena na tripadvisor też o czymś świadczy, ceny także były nie najniższych lotów, a młoda, żeńska obsługa zorientowana na wyginanie się przy barze w rytm gruzińskiej muzyki, niż na obsługę klienta;
  • gdzie jeść w Mestii w takim razie? My polecamy CAFFE USHBA ze względu na miłą obsługę, niskie ceny i stosunkowo dobrą relację ceny do jakości. Mimo także niskiej oceny na tripadvisor, my byliśmy zadowoleni no i nie skończyło się zatruciem;
  • jeśli chodzi o nocleg w Mestii pod Uszbą, to znowu NIE POLECAMY GUEST HOUSE BETQIL . Perypetie tam zasługiwałyby na dłuższą relację, ale w telegraficznym skrócie: nasz pokój, kiedy przyjechaliśmy, został wynajęty komuś innemu. Spaliśmy jedną noc w beznadziejnych warunkach. Sprawa zostałaby polubownie rozwiązana, bo syn właścicielki zaproponował, że zapłacimy połowę ceny za tę noc. Niestety, następnego dnia rano Jego mama nie chciała się na to zgodzić. Kolega który mówił po rosyjsku, zostawił kasę zgodnie z ustaleniami z synem. Za to pod naszą nieobecność, pod pretekstem wymiany pościeli, zamieniono Mu łóżko na polowe. Inną rzeczą jest to, że pokoje mieszczą się na strychu czegoś, co wygląda jak wyremontowany budynek gospodarczy. Warto zdecydowanie poszukać czegoś innego;
  • jeśli chodzi o dojazd do Mestii to do Swanetii dojedziemy najłatwiej z Zugdidi. Pierwszy busik jest podstawiany na stacji kolejowej, zaraz po przyjeździe nocnego pociągu z Tbilisi. Cena to 20 – 25 GEL (30 – 37,5 zł). Kolejne ruszają już nie spod dworca kolejowego, ale z postoju na targu. W sezonie było ich naprawdę sporo;
  • do Mestii dojedziemy także bezpośrednio zarówno z Batumi, jak i Tbilisi. Ze stolicy wyruszają spod głównego dworca kolejowego, cena to 30 – 35 lari. Niestety, czas jazdy to aż 8 godzin, dobrym wyjściem byłoby podjechać pociągiem do wspomnianego wcześniej Zugdidi. Połączenie z Batumi funkcjonuje tylko w sezonie. W odwrotnym kierunku – tj. do Batumi i Tbilisi busiki odjeżdżają rano z głównego placu miasteczka. My tak udaliśmy się właśnie do stolicy Adżarii;
  • istnieje podobno także połączenie samolotowe z gruzińskiej stolicy na lotnisko w Mestii, ale nic bliżej niestety o tym nie wiem, więc nie jestem w stanie powiedzieć;

 

Mestia na filmie (PLAY)

 

 

 

Galeria zdjęć (KLIK)

 

 

Mestia – panoramy (KLIK)

 

Letnie popołudnie
Widoki na góry

 


Jeżeli podobał Ci się ten wpis i  Mestia a chciałbyś więcej informacji, zdjęć oraz filmów zapraszamy do  wsparcia bloga i polubienia   NASZEGO FEJSBOOKA. Dziękujemy 🙂 🙂 🙂 


 

 

ZAPRASZAMY DO POCZYTANIA WIĘCEJ O KAUKAZIE 🙂 🙂 🙂

 

Przejdź do komentarzy

Facebooktwitter